Widzieć więcej ptaków
- Co mają ze sobą wspólnego ptaki i nadzieja? Nadzieja i ptaki? Przychodzi mi do głowy wyłącznie jedna odpowiedź - pisze ks. Łukasz Libowski.

1.
Minął adwent. Minęły święta Bożego Narodzenia. A potem minęły trzy miesiące. Jesteśmy już na początku kwietnia. Zdążył zacząć się Wielki Post. Ba, właśnie minęła czwarta niedziela. Niczego w tym czasie nie napisałem. Żadnego tekstu. Żadnego nawet, choćby najzwięźlejszego, akapitu. O czym więc teraz napiszę? Po tak długiej przerwie? Po tak długim niepisaniu? O czym napiszę?
Wiem. Wiem o czym. Jak mało kiedy. Jak rzadko, gdy chwytam za pióro. Chwytam za pióro, by przelać na papier, co w sobie noszę. Co we mnie się mieści. Co we mnie się dzieje.
Napiszę o tym, czego pragnę. A czego pragnę? Nadziei. Tak, pragnę nadziei. Tego jednego. Nadziei. Tylko nadziei. Aż nadziei. Więc o niej napiszę tym razem. O nadziei. O nadziei, o której marzę. O nadziei, za którą tęsknię. O nadziei, na którą czekam.
2.
Czekam na nadzieję, jak czekam na wiosnę. Na wiosnę czekam niecierpliwie. Niecierpliwie, bo sprzykrzył mi się już krajobraz zimowy. Zimowy, a zatem zastygły. Zgasły. Blady. Szary. Jeśli więc na wiosnę czekam niecierpliwie, to i nadziei wyczekuję z niecierpliwością. Z niecierpliwością, ponieważ sprzykrzyło mi się już tkwienie w rozpaczy. Tkwienie w beznadziei. Smutku. Unieruchomieniu. Ponieważ sprzykrzył mi się już paraliż.
Nadzieja i wiosna, wiosna i nadzieja są do siebie bardzo podobne. Tak sądzę. Mają ze sobą nadzieja i wiosna, wiosna i nadzieja wiele wspólnego. By już nie twierdzić, że są ze sobą tożsame. Albo, jeszcze lepiej może, że stanowią awers i rewers tego samego fenomenu. Jednej rzeczywistości. Nadzieja i wiosna, wiosna i nadzieja mają ze sobą wiele wspólnego, gdyż wiosna jest nadzieją świata. Nadzieją świata, bo przynosi ona światu odrodzenie. Zmartwychwstanie. Przynosi ona światu świeżość. Nowość. A wraz z odrodzeniem, świeżością, nowością przynosi mu ona cel. Rozpościera przed nim perspektywę. Rozszerza mu horyzont. Znów, jeszcze jeden raz poddać się temu, czym roczny cykl życiowy raczy. Poddać się dynamizmowi, który roczny cykl życiowy ofiarowuje. Składa w darze. Narodziny. Potem pełnia. Potem dojrzewanie i owocowanie. Wreszcie obumieranie. Wiadomo, taka jest całość. Wiosna. Lato. Jesień. Zima. Narodziny. Pełnia. Owocowanie. I hibernacja. Zamieranie. Zastój. Bezruch. Śmiertelna cisza.
Wiosna jest tedy, jako się rzekło, nadzieją świata. Z kolei nadzieja jest wiosną serca. Wiosną duszy. Wiosną, powiedziałbym najchętniej, człowieka. Nadzieja wszakże odciąża człowieka. Łaskawie zdejmuje z jego barków ciężary. Ciężary, jakie na te barki czy to on sam sobie włożył, czy też włożył mu je los. No, może nie zdejmuje nadzieja z człowieka owych ciężarów. Lecz na pewno sprawia, że łatwiej mu je dźwigać. Nieść. Lecz na pewno sprawia, że stają się one dlań lżejsze. Po wielokroć lżejsze. Właśnie, lżejsze.
Lekkość. Człowiek, w którym gości nadzieja, jest lekki. A przynajmniej lżejszy. Jest lekki. Wolny. Swobodny. Ruchliwy. Żwawy. Żywy. Tętni w nim życie. Czuć, że w żyłach jego wartko płynie krew. Czuć, że oto otwiera się dlań jakaś przestrzeń. Że wchodzi w wielką przestrzeń. W przestrzeń, że się tak wyrażę, możliwości. Otóż to. Człowiek nadziei jest człowiekiem wiosną. Człowiekiem, który zaczyna. Człowiekiem, który stoi na początku. Na progu.
Ciekaw jestem, co Szanowny Autor rozumie przez "najzwięźlejszy akapit"?