Samotni żyją krócej. Nieciekawe perspektywy wielu Polek i Polaków
Imigrant nakarmi schorowanego czy starszego człowieka, umyje go, przebierze, ale z nim nie porozmawia, bo barierą będzie język. Zaś brak rozmowy powoduje, że człowiek czuje się samotny. "A najlepszym lekarstwem na samotność jest drugi człowiek" - mówi demograf Mateusz Łakomy.

W pierwszych trzech kwartałach 2024 r. urodziło się w Polsce, według danych GUS, około 192 tys. dzieci. Na wyniki za cały rok trzeba jeszcze poczekać, ale demografowie nie mają raczej wątpliwości, że liczba urodzeń w całym minoonym roku nie przekroczy 250 tys. Pobijemy kolejny rekord najniższej liczbę urodzeń w najnowszej historii. W 2023 r. było to 272 tys. urodzeń a w 2022 r. 305 tys. 15 lat temu było to około 400 tys. urodzeń. Od 2020 r. ujemny przyrost naturalny przyspieszył. Obecnie notuje już wartości sześciocyfrowe - między 2020 a 2023 r. umierało w Polsce od 122 do 188 tys. osób rocznie więcej, niż przychodziło na świat.
W realiach lokalnych przekłada się m.in. na to, że Rybnik w ciągu 10 lat stracił 14 tys. mieszkańców. Wodzisław od 2006 r. stracił prawie 6 tys. Zresztą mieszkańców, wolniej lub szybciej, traci każde miasto na Śląsku. Oczywiście to w dużej mierze efekt emigracji z tych miast do większych ośrodków miejskich ludzi na dorobku lub - tych, którzy się dorobili - na wieś. Na emigrację nakłada się jednak również ujemny przyrost naturalny, widoczny coraz bardziej również w gminach wiejskich. Wystarczy prześledzić dane za ostatnie lata. W niespełna 13-tysięcznej gminie Strumień w 2024 r. urodziło się raptem 80 dzieci, a zmarło 120 osób. W gminie Krzanowice urodziło się 34 dzieci, a zmarło 62 mieszkańców. W bliskiej mi gminie Godów do 2019 r. co roku rodziło się więcej dzieci niż umierało mieszkańców - w latach 2007-2019 skumulowana nadwyżka wyniosła 309 osób - o tylu w tych latach mieszkańców więcej się urodziło niż zmarło. Od 2020 sytuacja zmieniła się w sposób dramatyczny - między 2020 a 2024 r. zmarło o 244 mieszkańców więcej niż się urodziło. Ten trend dotyczy literalnie niemal każdej gminy i miasta w Polsce.
Kraków, Warszawa, Wrocław, Poznań i Gdańsk - to według demografów jedyne w Polsce ośrodki, w których w najbliższych latach liczba mieszkańców będzie się zwiększać lub pozostanie na podobnym do obecnego poziomie. Tylko dlatego, że będą zasysać mieszkańców innych miast, wsi, regionów. I tam usługi publiczne - edukacja, zdrowie, bezpieczeństwo - pozostaną na stosunkowo dobrym poziomie. Resztę Polski, jeśli nie zmieni się radykalnie nasza sytuacja demograficzna, czeka kolaps - zapadanie się. Podobny do tego jaki staje się udziałem Korei Południowej. Niedawno mówili o tym dość szeroko demograf Mateusz Łakomy (autor książki "Demografia jest przyszłością") oraz gen. Rajmund T. Andrzejczak (były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego) i analityk Sławomir Dębski (były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych). W swojej rozmowie prowadzonej na Kanale Zero, przypomnieli prognozy ONZ, z których wynika, że jeśli nie zostanie zatrzymany obecny trend demograficzny, to w 2100 r. Polaków będzie raptem 15 mln. To tak odległa perspektywa, że bardzo niewielu zdaje sobie tym zaprzątać głowę. Tyle, że spadek liczby ludności już następuje i z każdym kolejnym rokiem, jeśli sytuacja radykalnie się nie zmieni, będzie przyspieszał. To powodować będzie poważne perturbacje. Jak zauważył w czasie rozmowy Sławomir Dębski, państwo, które zbudowaliśmy, było budowane dla określonych parametrów demograficznych. Jeśli tych parametrów zacznie brakować, Państwo nie będzie w stanie zapewnić odpowiedniej jakości usług publicznych dla żyjących w nim obywateli. Nie zapewni odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa, opieki zdrowotnej i społecznej, świadczeń emerytalnych itp. Do tego będzie spadać innowacyjność kraju, będzie spadać konsumpcja, a z nią liczba firm.
Problemu nie rozwiąże imigracja, nawet jeśli miałoby dojść do masowego napływu obcokrajowców. Bo w przypadku imigracji, nie zapominając o kwestiach natury kulturowej i politycznej, chodzi również o kwestie jakościowe. Mateusz Łakomy jako przykład podał problem opieki nad osobami starszymi i schorowanymi. Technicznie rzecz ujmując imigrant, owszem, nakarmi człowieka schorowanego, przebierze go, umyje, ale już z nim nie porozmawia, bo barierą często okaże się język. Tymczasem, jak podkreśla Łakomy, najlepiej oceniani są ci pracownicy społeczni, którzy znajdują czas i mogą porozmawiać ze swoim podopiecznym. Ta osoba nie czuje się wówczas aż tak samotna. A jak podkreśla Łakomy, z innych badań demograficznych wynika, że osoby, które czują się samotnie, mają niższą jakość życia i o wiele krócej żyją. "Lekarstwem jest drugi człowiek, ale trzeba mieć z nim możliwość porozmawiania" - powiedział Łakomy.
W sukurs zdaniem gen. Rajmunda Andrzejczaka nie przyjedzie też technologia, która owszem technicznie rzecz ujmując, jest w stanie zastąpić człowieka w wykonywaniu wielu czynności, ale nie odczuwa empatii, nie posiada człowieczeństwa.